Przy 30 stopniowych mrozach wycinali drzewa na Równi Czorsztyńskiej. Na tafli palili ogniska żeby się przy nich trochę ogrzać

Na budowie zapory w Czorsztynie – Niedzicy spędziłem ponad 9 lat mojego życia zawodowego. Wszystko zaczęło się pod koniec lat 80. XX w., w 1988 lub 1989 roku. Miałem wówczas 23 lata i pracowałem tam do czasu zalania zapory w 1997 roku. Najpierw była to praca przy układaniu kanału, budowie wałów i zapory, a potem wycince drzew na Równi Czorsztyńskiej – rozpoczyna swą opowieść Kazimierz Zbozień.

To była bardzo ciężka praca

Do pracy dojeżdżaliśmy codziennie z kolegami autobusem z wielu miejscowości wokół Niedzicy: z Kamiennicy, Szczawy, Nowego Targu. Wstawało się o 4.00 rano, jakieś szybkie śniadanie i wsiadaliśmy do autobusu żeby przed 7.00 dojechać na zaporę. Codziennie dojeżdżaliśmy 50 km do pracy. Z domu wychodziliśmy o 5.00 rano, żeby zdążyć na autobus. Samo dojście do przystanku autobusowego zajmowało nam trochę czasu, a na drogach wtedy nie było asfaltu, nie było porządnej drogi, a do przystanku trzeba było jakoś dojść.
Praca była ciężka. Na dodatek wtedy wykorzystywali ludzi i straszyli zwolnieniem z roboty mówiąc, że na nasze miejsce mają innych ludzi do pracy.

Podczas dnia paliliśmy ogniska na budowie i coś sobie tam podgrzewaliśmy na nich do jedzenia. Każdy brał z domu coś do jedzenia i tutaj podgrzewał. Do domu wracaliśmy na 17.00 i dopiero wtedy jadło się porządny obiad. Z mojej miejscowości w naszej tzw. brygadzie zakopiańskiej pracowało na tej budowie 10 chłopa. Takich brygad jak nasza było na budowie zapory kilkanaście.

Wycinka na Równi Czorsztyńskiej

W zimie robiliśmy wycinkę drzew na Równi Czorsztyńskiej. Ta akcja z wycinką najbardziej mi zapadła w pamięć, bo tam były tysiące drzew, a przed zalaniem trzeba było wszystkie wyciąć. Pas cięcia ciągnął się przez blisko 10 kilometrów od Czorsztyna do Niedzicy. Najwięcej było pracy na zboczach, na tzw. Podzamczu i Poduboczu. Drzewa wycinało na raz kilka brygad. Jedni szli i cięli dołem a inni górą trwało to całą zimę.

To była jedna z najmroźniejszych zim w ostatnich latach. Lód był tak zamarznięty, że wjeżdżaliśmy na taflę samochodami i nie pękał. Grubość lodu dochodziła do 100 centymetrów. I paliliśmy ogniska na tej tafli żeby się trochę ogrzać, a ten lód się nie topił.

To co również mocno zapadło mi z tego okresu w głowie to zachowanie niektórych mieszkańców Czorsztyna, którzy do końca nie chcieli opuścić swoich domów. Tam szła robota, wycinki drzew, przygotowanie terenu do zalania, a byli tacy, którzy do samego końca przed zalaniem mieszkali w swoich domach i nie chcieli ich opuścić.

My Szczawioki, Kamienicoki i Ochotnicoki

Charakterystyczną rzeczą z tamtych lat były gwary, którymi się posługiwali ludzie pracujący na zaporze. Ponieważ przyjeżdżali z różnych stron, z różnych miejscowości każdy mówił po swojemu. I tak tez na nas na zaporze wołali: Szczawioki, Kamienicoki i Ochotnicoki, Szczawioki. Swój język, gwarę mieli też Cyganie, ale chłopaki były wobec nas bardzo w porządku i nie gadali po swojemu przy nas.

Akcja „Tama Tamie” i młodzi ekolodzy

Doskonale pamiętam tych młodych protestujących ludzi, ekologów. Ja wtedy byłem mniej więcej w ich wieku. My jako pracownicy przy budowie samej zapory nie mieliśmy z nimi żadnych problemów, nie byli dla nas uciążliwi. Kłopoty mieli kierowcy ciężarówek przewożących materiał na budowę tej zapory. Doszło tam do wypadków i złamań rąk. Protestujący ulokowali się w pobliżu zamku czorsztyńskiego.

Brygada Cyganów i ich ogniska

Na zaporze razem z nami pracował także brygada Cyganów z Nowego Targu. Ekipa była całkiem spora 8 albo 10 osób. Były to bardzo pracowite, rzetelne, uczciwie i grzeczne chłopaki. Nie obijali się tylko faktycznie pracowali na tej zaporze. I pewnie dlatego pracowali tam blisko 10 lat, przez cały ten czas co my pracowaliśmy i wykonywali podobne prace jak my.
Cygan zanim rozpoczął pracę musiał zapalić ognisko. Bez tego nie ruszył z robotą. I to ognisko musiało się palić przez cały czas pracy. Nawet jak było lato i paliło słońce i było 30 stopni w cieniu to ognisko musiało się palić.

Nasz „ślad” na zaporze w Niedzicy

Na betonowych wspornicach wpuszczonych 2 metry w ziemię przy zaporze od strony Niedzicy zostały wygrawerowane przez nas, na polecenie naszego inspektora budowy nazwiska moje i kolegów oraz miejscowości skąd pochodzimy. To tak na pamiątkę tego kto budował tą zaporę.

Pracę na zaporze, która była gigantyczną inwestycją zakończyliśmy w 1997 roku i przerzucili nas na kolejną budowę zapory tym razem w Sromowcach. Tych 9 lat w Czorsztynie – Niedzicy to szmat mojego życia, który na zawsze zapamiętam. Gdy dziś patrzę na taflę Jeziora Czorsztyńskiego myślę, że kiedyś chodziłem po jego dnie.

Podziękowania za udostępnienie archiwalnych zdjęć kierujemy do Pana Marka Wojtaszka/staremaniowy.pl

Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, udostępnianie tylko za zgodą redakcji portalu staryczorsztyn.pl/MMC

Artykuł po raz pierwszy ukazał się na portalu staryczorsztyn.pl 11 grudnia 2021 roku

Przeczytaj także:

Wakacje w beczkach kempingowych w Czorsztynie – Stary Czorsztyn

57 lat temu tuż przed Świętami Bożego Narodzenia doszło do tragicznego wypadku pod Hubą – Stary Czorsztyn

Shares

Mecenasi portalu: