Piękny, murowany budynek dworu pod zamkiem w Czorsztynie wzniesiony przez Marcelego Drohojowskiego właściciela dóbr czorsztyńskich w 1862 roku, po zakończeniu II wojny światowej miał różnych lokatorów i różne przeznaczenie. Ostatnim właścicielem dóbr czorsztyńskich był Marian, wnuk Marcelego, który zmarł 22 czerwca 1945 roku. Po 1945 roku Drohojowscy zostali wypędzeni z dworu i dwór stał się siedzibą szkoły rolniczej. Później był zbiorowym domem mieszkalnym, a następnie domem wypoczynkowym.
W 1960 dwór został zaadaptowany na strażnicę Wojsk Ochrony Pogranicza i taką funkcję pełnił do 1992 roku, aż do zalania terenu na którym stał wodami Jeziora Czorsztyńskiego. Przed napełnieniem zbiornika dwór został wyburzony a na dnie jeziora pozostały jedynie jego fundamenty.
Ostatnie chwile dawnego dworu, późniejszej strażnicy WOP tak wspomina Krzysztof Góral z Muszyny, który w 1992 roku był młodym chorążym delegowanym do strażnicy WOP w Czorsztynie.
„Strażnice WOP w Czorsztynie pamiętam już ze schyłku jej istnienia, z roku 1992. Zostaliśmy z kilkoma kolegami delegowani tam na dwa miesiące służby. W zrujnowanym już budynku strażnicy, dawniej pięknym dworze rodziny Drohojowskich mieszkała w jednym skrzydle kadra kierownicza WOP. My tam byliśmy przez kilka dni, ale ostatecznie zostaliśmy zakwaterowani w domach na terenie Czorsztyna. Z niszczejącej strażnicy pamiętam kilka detali: skaczące do budynku żaby i bardzo nieprzyjemny zapach niszczejącego budynku. W tym czasie trwały tez jakieś mistrzostwa w piłce nożnej i gdzie się dało oglądaliśmy mecze. Na czas naszego pobytu w Czorsztynie przypadły także protesty ekologów przeciw budowie tamy w Niedzicy. My dobrze wspominaliśmy kierowców samochodów dowożących materiały do zapory, niejednokrotnie dowozili nas swoimi samochodami na strażnicę a z części Czorsztyna gdzie mieszkaliśmy na strażnicę było kilka kilometrów.
Jednym z najistotniejszych elementów naszej służby na strażnicy WOP było kontrolowanie małego ruchu granicznego między Polską a Czechosłowacją. Mnóstwo mieszkańców Czorsztyna i innych miejscowości w okolicy miało swoje pola na terenie dzisiejszej Słowacji i na odwrót: dużo Słowaków miało swoje pola po polskiej stronie granicy. Kursowali oni między nimi a my mieliśmy za zadanie kontrolować ten ruch. Z tego co wiem sprawy graniczne do tej pory nie zostały uregulowane. Rolnicy po obu stronach granicy dzięki tej umowie o małym ruchu granicznym mogli uprawiać swoje pola. Dużo trudniej szło to Słowakom, bo w tamtym czasie nie było u nich podstawowych sprzętów rolniczych do uprawy. Pamiętam że z kolegami zdobywaliśmy dla nich po koleżeńsku pługi produkowane m.in. w Pilźnie koło Tarnowa, żeby mieli czym uprawiać swoją ziemię. Strażnica wtedy była już bardzo zdewastowana i przeznaczona do rozbiórki, ale czas tam spędzony wspominam z dużym sentymentem. I z tamtego czasu pozostało dużo znajomości z kolegami ze strażnicy w Czorsztynie, które trwają do dziś ” .
Wśród wspomnień młodego chorążego sprzed 30 lat z ziemi czorsztyńskiej znalazło się także wspomnienie z oddalonej o około 15 kilometrów od Czorsztyna miejscowości Kacwin.
„30 lat temu Kacwin był miejscowością można rzec na końcu świata do której z trudem można było dotrzeć i trudno było powiedzieć, że jest tam coś interesującego. Pamiętam budynek w którym umieszczone były konie z owiniętymi pęcinami chodzące po pomieszczeniu. Jednym one uciekły, inni je znaleźli i trzeba było załatwić temat z przekazaniem ich właścicielom. Dziś Kacwin to piękna i zamożna miejscowość rozwijająca się turystycznie. Miejsce nie dające sie porównać z tym sprzed 30 lat” – mówi Krzysztof Góral z Muszyny.
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, udostępnianie tylko za zgodą redakcji portalu staryczorsztyn.pl/MMC
Artykuł ukazał się na portalu staryczorsztyn.pl po raz pierwszy 16 listopada 2021 roku .
Przeczytaj także:
Elżbieta Semczuk: „Na beczkach” w Czorsztynie tętniło życie. To była wymarzona „miejscówka” na wakacje! Tutaj poznałam mojego męża – Stary Czorsztyn