W 1948 roku byłem na ostatnim obozie zuchowym w Sromowcach Wyżnich. W ramach zajęć Harcerskiej Służby Polsce sprzątaliśmy pusty, nieco zrujnowany i wyrabowany Zamek w Niedzicy. O ostatnich jego właścicielach okoliczni mieszkańcy żadnego dobrego słowa nie mówili. Za pracę pozwolono nam zrobić wieczorem ognisko na baszcie. Było to dla nas, chłopców przeżycie do zapamiętania, bo podczas próby odwagi musiałem iść sam, ze świeczką do lochu po zostawiony tam pakunek.
Potem okazało się, że były w nim landrynki. Przy drodze do Czorsztyna było stare rozlewisko Dunajca z płytką, czystą i nagrzaną wodą, idealne do kąpieli dla dzieci. Jak przez mgłę przypominam sobie jeszcze dwór Drohojowskich, ostatnich właścicieli Czorsztyna. Kilka lat później podczas wędrówek z Ojcem zatrzymywaliśmy się w Czorsztynie w małej stacji turystycznej PTTK, prowadzonej przez bardzo miłego starszego Pana – ha, ha – pewno miał wtedy około pięćdziesięciu lat.
Spotkaliśmy tam geologa, prof. Wrzoska, który mówił, że mają to wszystko zalać, bo od czasów przedwojennych jest projekt budowy zapory. Był sceptyczny, bo teren jest krasowy i woda będzie uciekać. No ale jest zapora, jest jezioro, nie ma starych wsi w pięknej dolinie, gdzie w Maniowach oglądałem pracujący folusz. Pewno dlatego, że proza zwykle zwycięża z poezją.
Jan Cieckiewicz
Artykuł ukazał się na portalu staryczorsztyn.pl po raz pierwszy w lipcu 2021 roku